Uwaga, to będzie długi post.
Kiedy miałam 8 lat dostałam swojego pierwszego najlepszego przyjaciela – szczeniaka owczarka niemieckiego. Był dla mnie… Gdybym chciała opisać, jak bardzo byłam do niego przywiązana, ile razem robiliśmy, kim dla mnie był, wyszło by z tego grube tomiszcze. Jeden tylko szczegół jest tu istotny dla dalszej opowieści: pies był karmiony gotowanym mięsem z makaronem. To były czasy, kiedy suche karmy były niejadalne, a o karmieniu surowym mięsem nikt nawet nie myślał. Trochę ponad 10 lat później musiał przejść operację, z której już się nie obudził. Bardzo ciężko to przeżyłam. Oglądaliście film „Był sobie pies. Ten świat jest naprawdę pomerdany!„? Przez 10 lat miałam nadzieję, że taka historia mi się przydarzy. Chociaż niektórzy mówią, że kiedy odchodzi jeden pies, najlepiej natychmiast wziąć drugiego, nie byłam na to gotowa. Nikt u mnie w domu nie był.
Mijały lata i pewnego dnia zorientowałam się, że w towarzystwie psów dostaję kataru, zaczynam mieć problemy z oddychaniem puchną mi oczy i dostaję wysypki, jeśli mnie poliżą. Testy potwierdziły moje przypuszczenia: oprócz uczulenia na kurz, roztocza, grzyby i jakieś pyłki, wyszło uczulenie na psy i koty. Jakim cudem? Przecież przez 10 lat miałam psa i nic mi nie było!
I znowu mijały lata. Alergia jakby malała, ale wciąż była. Mogłam wytrzymać w zamkniętym pomieszczeniu z psem 2-3 godziny, ale nie cały dzień. Dziwne było to, że zdarzały się pojedyncze futrzaki, na które nie reagowałam.
W końcu przyszedł dzień, kiedy Syn zaczął pytać:
„Kiedy będziemy mieć psa?”
Pytanie padało coraz częściej. I padało na bardzo podatny grunt ;-). W końcu wykiełkowało: „bierzemy psa i najwyżej będę brała leki antyalergiczne do końca życia”.
Przez pierwszy tydzień, zgodnie z radami doświadczonych psiarzy, karmiliśmy Aleksa tak, jak jego dotychczasowy właściciel – puszkami dla szczeniąt. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy wybrać się do alergologa po receptę, bo puchata kulka oczywiście mnie uczulała. Po tygodniu przeszliśmy na karmienie surowym mięsem, czyli na BARFa. Przy takim szczeniaku jest tyle zajęć, że dopiero po kolejnych dwóch tygodniach zorientowałam się, że oddycham bez trudu, nie mam kataru i generalnie jest dobrze. Po kolejnym miesiącu było już doskonale. Moja alergia zniknęła.
Do czasu aż w czasie wizyty u znajomej posiadającej malutkiego psiaka pojawił się katar i znajome kłopoty z oddychaniem. Dopiero to zmusiło mnie do myślenia.
Czym różni się Aleks od innych psów? Czym różni się Aleks teraz od Aleksa z pierwszego tygodnia pobytu w naszym domu? Czym różnił się mój pierwszy pies od tych, spotykanych później? Dlaczego są psy, które mogę głaskać i nie odchorowuję tego potem, a są takie, przy których od razu kicham? Znalazłam tylko jedną odpowiedź, która pasowała do wszystkich faktów:
„Jestem uczulona na składniki suchej karmy, a nie na psy”
To, co jemy ma wpływ na naszą skórę i włosy, prawda? Z psami i kotami też tak jest. Jeśli pies je suchą karmę, wzbogacaną „czymś„, to to „coś” wychodzi potem na jego skórze i sierści, tego „czegoś” dotykamy i to wdychamy mieszkając ze zwierzakiem. To „coś” będzie również w preparatach do testów na alergeny. I w końcu: to „coś” może uczulać.
Moi znajomi, znając moją miłość do psów i jednocześnie problem z alergią, słysząc, że w końcu mamy psa, niezmiennie zadawali pytanie: „A Twoja alergia?”. Z radością odpowiadam im, że
„Dzięki karmieniu psa surowym mięsem, pozbyłam się alergii.”
Zapewne tylko niektóre przypadki alergii są takie jak mój. Niemniej, z mojego punktu widzenia dieta BARF była strzałem w dziesiątkę.